niedziela, 5 czerwca 2016

Pamiątki z koncertów: Orange Warsaw Festival 2016

Początek koncertu Lany del Rey
Nie-technicznie, po przerwie.
W piątek miałem okazję uczestniczyć w tegorocznym Orange Warsaw Festival. Odbywał się na torze wyścigów konnych na warszawskim Służewcu. Było to dla mnie bardzo fajne przeżycie, gdyż w jednym miejscu występowały dwie dosyć różne gwiazdy, które miałem ochotę zobaczyć - Lana del Rey oraz Die Antwoord. Nad Die Antwoord zastanawiałem się już rok temu gdy byli w Polsce.
Lana starowałą około 21:00, natomiast Die Antwoord około 23:00. Jeden i drugi koncert był krótki - niecałe 90 minut.

Diwa ze Stanów nie była dla mnie zaskoczeniem - zanuciłem razem z nią kilka większych przebojów, były też takie które z racji występowania na wcześniejszych płytach nie były mi znane. Nie spodziewałem się jedynie schodzenia do publiczności i tego, że szczęśliwcy będą sobie robić selfie z gwiazdą - niektóre nawet dość śmiałe. Były podziękowania, pozdrowienia, był też moment zawahania w trakcie utworu - umknęła linijka tekstu. Tyle, "aż" lub "jedynie".

Rozpoczęcie występu Die Antwoord

Jeśli zaś chodzi o Die Antwoord, to był to Show, tak - zgadza się, przez duże "S"! Spektakl niesamowity, z pewnością dopracowany w każdej sekundzie. Jednak nie zabrakło elementów rozmowy z publicznością, również pozdrowień, pożegnania ("Poland, be happy!" - dla mnie było boskie, ten klimat!), prośby a właściwie żądania ze strony Nindży o to by podać mu czy to misia maskotkę, czy to czyjąś bluzę, którą ktoś machał. No i zapierający stage diving w wykonaniu tegoż, ze śpiewanym dialogiem z Yo-Landi w trakcie! Mogę jeszcze wspomnieć o obnażaniu się duetu, ciągłej zmianie strojów (u niej największe wrażenie zrobiła na mnie chyba bluza z kapturem w banany, u niego majtki z napisem "anal fuck"), animacjach na scenie, ciągłym bieganiu i niesamowitym tańcu, no ale to normalka. Chyba właściwie wszyscy widzowie byli mega spoceni - ciągłe skakanie, falowanie, wymachy rąk, krzyki - może nie wszyscy, ale ja sobie nie żałowałem, a co.
Pozostaje otwartym tylko pytanie - gdzie można kupić takie pomarańczowe wdzianko jakie mieli, bo internety w tym względzie milczą...

O ile większość piosenek Lany del Rey śpiewałem razem z nią, to Die Antwoord nie znam aż tak dobrze i śpiewałem lub deklamowałem jedynie fragmenty - no i jeszcze ta bariera językowa co do części utworów. Szczerze? - wiedziałem, że będę się dobrze bawił, ale że aż tak, to się nie spodziewałem. Bawiłem się wy-śmie-ni-cie! Wprawdzie nie przekonuje mnie aż tak wysoka cena biletu, choć rozumiem koszty organizacji takiej imprezy.

Moje zdjęcia są tu:

Dwa krótkie filmy mojego autorstwa na kanale YouTube:

Zarówno zdjęcia jak i filmy rejestrowane "z ręki", komórką Sony. Filmiki złożone w Windows Movie Maker, a znaki wodne do zdjęć dodane w uMark 5. Obie czynności proste na tyle, że nie ma o czym pisać ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz